Podczas kwarantanny nabawiłam się pewnych rytuałów. Dzień
rozpoczynam dosyć wcześnie, wstając około szóstej rano. Lubię te długie,
rześkie poranki i odgłosy ptaków zza okna. Lepiej mi się wtedy oddycha, myśli,
czy pracuje. W niezbędniku rannego ptaszka na pierwszym planie jest szklanka
wody z octem jabłkowym, później lekkie śniadanie i kawa.
Poranna, parzona kawa to punkt obowiązkowy, bez którego
trudno mi sobie wyobrazić dobrze rozpoczęty dzień. Każdy ma inne
przyzwyczajenia związane z tą leniwą porą dnia. Jedni ćwiczą jogę, inni
wyprowadzają psa, są też tacy, którzy czytają na rozbudzenie książki, czy
gazety. Od pewnego czasu sięgam właśnie po prasę. Niczym głowa rodziny
rozsiadam się w fotelu i z filiżanką małej czarnej włączam komputer, aby
zobaczyć co piszczy w świecie. A właściwie co piszczało, bo nie sięgam po
informacje o zbliżających się wyborach, maturach, czy koronawirusie. Robię
sobie małą, prywatną wycieczkę do czasów sprzed blisko 100 lat…
Stare, na żółtym papierze, na pewno nieźle zakurzone, choć
nie trzymam ich w rękach (trochę szkoda). Otwieram bibliotekę cyfrową, gdzie
obecnie można znaleźć mnóstwo archiwalnych dokumentów, w tym również gazety. Eksploracja
kolejnych numerów to prawdziwy kalejdoskop ku przeszłości. Łapię się na tym, że
chwilami zatracam się w latach 20. i 30. Nie żyję już tu i teraz, ale zaczynam poznawać
miniony świat od środka. A były to czasy piękne, ale też niebezpieczne i złudne.
Chyba podobnie jak dziś, takie słodko-gorzkie. Na pewno czuć jednak nostalgię
za tym co już nie powróci. Za tamtą modą, tamtą kulturą, moralnością. Gazety
miały wtedy o wiele większe znaczenie w społeczeństwie. Nie każdy miał do nich
dostęp, choć uległy już znacznej popularyzacji. Nie tylko elity sięgały więc po
prasę, ale też robotnicy i chłopi. To właśnie dzienniki kształtowały
opiniotwórcze poglądy społeczeństwa. W poszczególnych numerach można znaleźć
informacje z kraju i ze świata, sensacyjne doniesienia, artykuły z rozpraw
sądowych, porady, ale też reklamy, ogłoszenia, czy powieści w odcinkach.
Inaczej mówiąc, mnóstwo wiedzy i informacji, ale też niezbędna porcja plotek i
rozrywki.
Z tęsknotą myślę o tamtych czasach i tamtym dziennikarstwie.
Inny był wtedy status redaktora, słowo pisane miało o wiele większe znaczenie,
a same artykuły nie pisano na akord, ale dbano o ich wartość. Podoba mi się ten
świat w swojej zmityzowanej idealności i jej braku jednocześnie. Przygoda się
jednak kończy, gdy na dnie filiżanki zostają same fusy. To znak, że pora wracać
do tu i teraz.
Komentarze
Prześlij komentarz