Esesman, a do tego z Auschwitz, może budzić jednoznaczne
konotacje. W naszej świadomości, za tym hitlerowskim tytułem kryją się
zbrodnie, zniszczenie, zagłada, śmierć. A co, jeśli zdarzali się dobrzy
esesmani? Zdaję sobie sprawę, że ten epitet nawet językowo wydaje się tak mocno
niepoprawny/źle dobrany. Ale rzeczywiście, zdarzali się Niemcy, którzy
brzydzili się bestialstwem wojny, a praca w obozie nie była osobistym wyborem.
O jednym z nich, możemy się dowiedzieć z najnowszej książki Przemysława
Semczuka pt: Cyklon.
Od razu muszę przyznać, że mam słabość do tego autora, ale ta
powieść trochę mnie zaskoczyła. Semczuk znany jest głównie z tzw. reportaży
archwistyczno - kryminalnych. To autor dokumentalnych książek o seryjnych
mordercach – m.in. Joachimie Knychale, czy Karolu Kocie. Semczuka cenię za
rzetelną pracę, zamiłowanie do odkrywanie tajemnic z przeszłości, ale też za
piękny język, który możemy poznać czytając jego niepiękne historie. W pewnym
momencie twórczości reportera, można zaobserwować, że zaczyna on się bardziej
skłaniać ku powieści. Najpierw były to dwie pozycje o przewodniku górskim
Tadeuszu Steciu, a teraz.. teraz to naprawdę się zaskoczyłam.
Najnowsza książka oparta jest na faktach. Oznacza to, że obok
faktycznych wydarzeń zawiera też warstwę fabularną. W przypadku niezbyt jasnej,
albo nie do końca wystarczającej na książkę historii, to dosyć częsty zabieg,
który ostatnio można zaobserwować w polskiej literaturze.
Akcja powieści to jedna, wielka retrospekcja. Na pogrzebie Marii
poznajemy jej córki – Kasię i Małgorzatę. Druga z nich w rodzinie pojawiła się
niedawno, odkrywając, że nieboszczka jest jej biologiczną matką. Kobieta chce
się dowiedzieć, dlaczego w przeszłości została porzucona. Oprócz rodziny, na
ostatnim pożegnaniu pojawiają się inne osoby – w większości przez bohaterki
nigdy nie poznane. Pogrzebowa stypa, okazuje się najlepszym momentem do
wyjaśnienia rodzinnych zagadek, które przez lata były skrupulatnie zamiatane
pod dywan. Przy polewanej wódce przenosimy w czasie do lat 60., 50., a nawet do
okresu okupacji. Na jaw wychodzą niedomówienia, żale, sekrety, ale przede wszystkim
prawda o przeszłości, o której nigdy głośno się nie rozmawiało. Wojna w
rodzinie Kasi była tematem tabu. Wspomnienie tamtych czasów, mogło wywołać
jedynie złość albo strach wśród najstarszego pokolenia, które tego
doświadczyło.
Książka przenosi nas do wydarzeń rozegranych w Auschwitz i z
jednej strony cieszę się, że nazwa obozu nie jest zawarta w tytule powieści.
Czuję przesyt zbeletryzowanych historii z obozem koncentracyjnym w tle. Semczuk
pisze jednak inaczej. Ciekawe w jego wszystkich historiach jest to, że mają
drugie dno i skłaniają ku głębszej refleksji nie tylko o nostalgicznej
przeszłości, ale również o tym, co dzieje się tu i teraz.
Podsumowując, chcę podkreślić, że Cyklon to powiew świeżości
w twórczości Semczuka. Nie zmienia to jednak faktu, że wolę jego reportaże.
Poza tym nazwanie tej powieści thrillerem jest przesadzone. Co prawda, w
wymiarze psychologicznym dla naszych bohaterów mogą to być trudne, wstrząsające
przeżycia. Ale nie widzę tego pierwiastka, który powodował by strach u
czytelnika. Co nie oznacza, że emocji w tym kalejdoskopie historii nie brakuje.
Komentarze
Prześlij komentarz